Jakbyś mnie tak zapytał z 2 miesiące temu, czy dobrowolnie na urlopie będę pracować, to śmiałabym się bardzo, bardzo, bardzo długo. Tymczasem życie potoczyło się inaczej (i zdecydowanie zbyt wartko, jak na mój gust) i tak oto w drugim tygodniu wakacji rozpoczęłam jednocześnie pracę nad kursem o skupieniu i tym samym dołączyłam do grona osób, które uprawiają workation, czyli pracę połączoną z urlopem.
Wszystkie zdjęcia ilustrujące tekst pochodzą ze słowackiego wyjazdu. Na zdrowie! :)
Czym jest workation?
Workation, czyli po naszemu „pracowakacje” (albo „wakacjopraca”, ale żadna z tych opcji mi się niespecjalnie podoba, więc pozostanę przy angielskiej nazwie) to najnowszy trend wśród pracowników branży nowoczesnych technologii i tych pracujących w korpo.
Bynajmniej nie chodzi tu o moment, w którym przeciętny Kowalski bierze długo wyczekiwany urlop, a następnie z poczucia obowiązku (i faktu posiadania naprawdę słabego szefa nad głową) zagląda na skrzynkę i obrabia zadania, których nie zdążył przed wakacjami.
Albo sytuacji, kiedy ktoś bierze urlop, żeby nadrobić zaległości w pracy (tak, znam takie przypadki).
Workation to połączenie pracy i urlopu, ale dobrowolne i bez tracenia ustawowo przysługujących dni urlopowych:
- jeśli pracujesz na etacie, workation może być ustalone wspólnie z pracodawcą – np. w formie dni zdalnych z dowolnego miejsca na świecie albo w formie wspólnego wyjazdu całą firmą i pracy tam właśnie;
- jeśli jesteś freelancerem lub przedsiębiorcą, workation to zazwyczaj praca z dowolnego miejsca na ziemi, gdzie część czasu przeznaczasz na wykonanie zadań, a część na zwiedzanie lub odpoczynek
Dlaczego wybrałam workation?
W tym roku workation wybrało mnie. Nie jest tajemnicą, że biorę udział w rocznym MBA dotyczącym biznesu online, który organizuje znana mentorka (i do tego Islandka <3) Sigrun Gudjonsdottir, którego częścią jest coroczne Somba Summer School, polegające na stworzeniu bardzo szybko bezpłatnego kursu online, który w przyszłości może stać się płatnym produktem.
W jego ramach powstał kurs „No skup się wreszcie!”, którego być może jesteś nawet częścią (a jeśli nie, zapisz się na listę oczekujących!). Istotą wyzwania są sztywne ramy (prowadzenia kursu, jego promocji i zakończenia kursu), których trzeba się trzymać – więc kiedy okazało się, że pierwszy tydzień wypadnie podczas moich wakacji na Słowacji, postanowiłam, że wypróbuję, czy da się pracować i dobrze wypoczywać jednocześnie.
Jeśli śledzisz mnie na Instagramie to wiesz, że dzieliłam się wnioskami z workation na bieżąco w InstaStories. A teraz pora na podsumowanie również na blogu.
Moje wnioski z workation
Mimo, że urlopowanie i pracowanie trwało tylko tydzień, to bardzo szybko nauczyłam się, że praca na urlopie, szczególnie jak pozostałe osoby na wyjeździe mają w 100% wolne, to nie jest lekki kawałek chleba.
Workation uczy dyscypliny
Już po jednym dniu wiedziałam, że jeśli nie chcę przesiedzieć całego tygodnia przed komputerem, muszę szybko pozbyć się chęci zrobienia wszystkiego, nawet jeśli „to nie zajmie dużo czasu”. Moja lista zadań w Nozbe skurczyła się do jednego najważniejszego zadania w ciągu dnia – czyli opracowania i nagrania lekcji do kursu.
Darowałam sobie wszystkie zaczęte teksty na bloga, odpisywanie na maile i wszystkie współprace (na szczęście moi klienci wiedzieli wcześniej, że jadę na urlop) i skupiłam się wyłącznie na tym. Wszystkie „małe zadanka na 5 minut” sprawiały, że od komputera wstawałam o 13-14. A przyznasz, że to absolutnie nie jest dobry sposób na spędzenie wakacji.
Teraz zasadę „jednego najważniejszego zadania” stosuję też w codziennej pracy. Nie sprawdzam maili, nie sprawdzam Fejsa, nie wstaję od biurka, zanim nie skończę tego jednego zadania. Czasem to oznacza, że robota jest już zrobiona o 9:30, czasem o 16:00. Bardzo sobie cenię to podejście i uczę go też na kursie o skupieniu.
Workation potrzebuje wakacyjnych planów
Z tego samego powodu nie polecam nikomu workation, jeśli masz w planach wyłącznie siedzenie i opalanie się. Jeśli będzie do zrobienia praca, a nikt nie będzie wołał, że spóźnimy się na zwiedzanie czy prom, to chyba tylko najbardziej zorganizowanym mistrzom zen uda się oderwać od obowiązków, które wiszą nad głową.
W myśl prawa Parkinsona praca rozszerza się tak, by wypełnić cały czas potrzebny na jej ukończenie i w tym przypadku nieograniczony czas = trudności z porzuceniem pracy.
Workation jest dla rannych ptaszków
Albo dla nocnych marków. Kiedy współurlopowicze jeszcze śpią (albo kiedy już śpią), dużo łatwiej zabrać się za pracę. Większość zadań, które wykonałam na urlopie, działa się z samego rana, bez wychodzenia z łóżka albo (w wyjątkowych przypadkach) wieczorami. W ciągu dnia wolałam poświęcić czas na prawdziwy odpoczynek.
Workation potrzebuje niezawodnego sprzętu
Niezależnie od wszystkiego, kiedy podróżujesz w nowe miejsce z zamiarem pracowania, musisz zaopatrzyć się w dobry sprzęt. Taki „zestaw małego nomada” obejmować powinien:
- niezawodny laptop – i tu zawsze i wszędzie polecać będę Macbooki. Sama nie byłam kiedyś do nich przekonana, ale zaczęłam na nich pracować i… wsiąkłam. Ergonomia, wygoda pracy i natywne aplikacje, które działają zawsze i intuicyjnie (jak na przykład iMovie, na którym montuję wszystkie swoje filmy);
- przenośne wi-fi – z internetem bywa różnie i przed wyjazdem trzeba się upewnić, czy będziemy mieć do niego nielimitowany dostęp;
- internet! – z tym na wakacjach też było różnie, a ponieważ większość czasu prowadziłam kurs, który wymagał nagrywania wideo, ceniłam sobie te momenty, kiedy materiały wgrywały się szybciej niż wolniej;
- peryferia – koniecznie słuchawki, by nie przeszkadzać współurlopowiczom, kamera lub dobry telefon do nagrywania i zapasowo statyw czy mikrofon;
Workation potrzebuje miejsca
Najlepiej zbliżonego warunkami do tego, którego używasz w pracy na co dzień. Jeśli potrzebujesz wyciszonego pokoju, zadbaj o taki podczas wakacji. Jeśli ciągle bolą cię plecy i musisz siedzieć wygodnie, to pod namiotem na pewno komfortowo nie popracujesz!
A brak komfortu w pracy to trudności z koncentracją i wykonywaniem zadań, czyli… przeciąganie czasu wykonania zadania, zamiast cieszyć się pięknym dniem albo zwiedzać.
Ja pracowałam z domku campingowego na Słowacji i było… powiedzmy, że ekstremalnie: niewygłuszone ściany, zaduch (jeśli pozamykało się drzwi i okna, bo chciało się mieć mniej hałasu :D), słabe oświetlenie i siedzenie na drewnianym taborecie to zdecydowanie nie warunki, na które zdecydowałabym się drugi raz. A skoro już o tym, to…
Workation nie jest dla mnie
Mnie na urlopie odpala się tryb „szukacza-zwiedzacza”. Muszę być wszędzie, zobaczyć wszystko i naprawdę NIE CIERPIĘ siedzieć w jednym miejscu kilka godzin. Nie wszystkim w mojej rodzinie to pasuje, mam wręcz znajomych, których uwielbiam, ale nie jeżdżę z nimi na wakacje, bo wiem, że jesteśmy w tym względzie mocno niekompatybilni!
Dzięki temu doświadczeniu wiem już dobrze, że nie chcę więcej wyjeżdżać i zobowiązywać się do pracy w tym czasie – zbyt mocno kojarzy mi się to z czasami, kiedy urlop na etacie czasem przeradzał się w mailowanie czy wykonywanie służbowych zadań (kto choć raz na urlopie nie zajrzał do skrzynki, niech pierwszy rzuci kamieniem!).
Uwielbiam planować wyjazdy, mieć wypchany dzień po brzegi, a wieczorem paść zmęczona w pokoju hotelowym albo na tarasie z lampką wina w ręku i poczuciem dobrze spędzonego dnia.
Praca w tym czasie mnie rozprasza i denerwuje, a poza tym nie ma to jak własne biurko we własnym biurze!
A ty? Planujesz wyjazd i pracę jednocześnie? Daj znać!