Największe kłótnie w moim domu są o… bałagan.
Nie zrozum mnie źle, nie jestem pedantką (daaaleko mi do tego) i mój dom nie lśni czystością, ale jakąś tam ograniczoną tolerancję na brud mam.
Natomiast mój mąż wręcz przeciwnie. Nie przeszkadzają mu niezmyte naczynia, skarpetki na podłodze i sterta kubków na biurku.
Ten tekst jest częścią miesiąca tematycznego o nawykach. Tradycyjnie, na lifegeekowym Instagramie znajdziesz wiele dodatkowych tipów i lifehacków, a zapisani do newslettera otrzymają dodatkowe materiały.
Nie chodzi o to, że jest leniwy czy czeka na to, żebym posprzątała za niego. On po prostu nie widzi, że gdzieś jest bałagan. I nie ma nawyku sprzątania po sobie.
No właśnie, nawyku.
Przez lata próbowałam różnych strategii. Próbowałam prosić, grozić, układać plany i przypominać. Ale ponieważ sama nie jestem Perfekcyjną Panią Domu, prędzej czy później naczynia się piętrzyły, a skarpetki walały po domu.
Aż wreszcie, kilka książek i doświadczeń później zrozumiałam, że dopóki pewne pojedyncze czynności nie wejdą nam obojgu w krew, zawsze będziemy borykać się z problemem bałaganu w domu.
Słowem – zrozumiałam, że zamiast rzucać się z motyką na słońce, muszę podejść do tematu sprytnie. Wyrobić małe nawyki, które nie zajmują czasu, ale gdy dodać je wszystkie do siebie, stworzą czystszy dom bez sprzątania.
Wiesz, proste rzeczy – ścielenie łóżka, odkładanie kluczy na miejsce i załadowanie zmywarki wieczorem. Bo ogólnie nie ma czegoś takiego, jak „sprzątanie domu”, są właśnie takie pojedyncze czynności, które składają się na fakt, że w mieszkaniu jakoś wygląda.
Przy próbie okiełznania bałaganu, jak i przy każdej innej zmianie (zdrowe jedzenie, więcej ruchu czy nauka języków) popełniłam każdy z możliwych błędów. Nic dziwnego, bo temat nawyków jest trudny jak brudne skarpetki na podłodze, a w szkole nikt nie uczy nas, jak dobrze planować, realizować cele i jak wyrabiać pozytywne nawyki.
Dlatego zebrałam w jednym miejscu najczęstsze błędy, które popełniamy, gdy chcemy zacząć coś zmieniać w życiu. Im szybciej się z nimi zapoznasz, tym łatwiej ci będzie rozpocząć zmiany.
A oto one:
1. Porywasz się z motyką na słońce
W moim przypadku było to zwyczajnie – będziemy od dziś turbozorganizowani i sprzątać będziemy w każdy wtorek, czwartek i sobotę, a w piątek zrobimy zakupy, a w niedzielę…
Tak się nie da.
O ile nie jesteś mega zdyscyplinowaną osobą (a w tym wypadku prawdopodobnie w ogóle nie potrzebujesz tego bloga!), zmiana CAŁEGO swojego życia naraz nie przejdzie. No po prostu się nie uda – wbrew temu co mówią wszyscy kołczowie (nie mówić z coachami) tego świata.
Z natury jesteśmy odporni na zmianę. Lubimy status quo, lubimy siedzieć z czipsami przed komputerem, palić papierosy i grać w gry zamiast biegać. Jeśli wrzucimy za dużo na siebie, bez odpowiedniego celu i motywacji, szybko do tego status quo wrócimy.
Całym sednem nawyków jest wypracowanie STAŁYCH ZMIAN. A te najlepiej wyrabiać powoli. Tak, by oszukać lenia tkwiącego w każdym z nas i powoli, ale skutecznie dążyć do celu.
Dlatego jeśli chcesz wypracować nawyk, który zostanie z tobą na zawsze, obniż sobie poprzeczkę. Zacznij od jednej pompki, zamiast 10. Albo od ścielenia łóżka rano, jeśli chcesz by w twoim domu było trochę czyściej (jak zaczęłam to robić ja w swoim). Na ambitne cele przyjdzie czas, kiedy nauczysz się już regularności i zaczniesz wykonywać nową czynność niemal bezwiednie. Słowem – kiedy nawyk stanie się nawykiem. Na skalowanie czas przyjdzie później.
2. Nie wiesz, po co chcesz się zmienić
A skoro już o celu mowa, to podobnie jak w przypadku noworocznych postanowień bez jasno określonego „dlaczego” będzie ci bardzo trudno wyrobić jakikolwiek nawyk.
Chcesz pić więcej wody. Po co? Bo gdzieś przeczytałeś że to zdrowe? Ważne, żebyś wiedział, jak to wpłynie na ciebie i co konkretnie ci da. Może chcesz pić więcej wody, bo wtedy poprawi się stan twojej cery. Albo żeby zabić głód i mniej jeść. Albo żeby przestać pić tyle napojów gazowanych. Znajdź swoje „dlaczego”, a o wiele łatwiej będzie ci utrzymać się w postanowieniach!
3. Próbujesz osiągnąć za dużo naraz
Być może przeczytałeś już gdzieś, że zamiast zarzekać się, że od dzisiaj będziesz ćwiczył każdego dnia po pół godziny, powinieneś zacząć od jednej minuty dziennie. Być może słyszałeś o mininawykach, albo sam zrozumiałeś, że lepiej przeć powoli do przodu.
Ale żeby przyspieszyć zmiany, postanawiasz naraz wyrabiać siedem różnych nawyków: ćwiczenia, zmiana diety, sprzątanie, codzienne rozmawianie z rodziną i jeszcze 192993 innych rzeczy. Bo skoro każdy z nich zajmuje minutę, to może łatwiej wyrabiać wszystkie naraz?
Podobnie jak w przypadku wyrabiania ZA DUŻCH nawyków, wiele zmian na raz też nie przyniesie ci efektu. Bo to w zasadzie dokładnie to samo co punkt nr 1, tylko rozbite na więcej czynności. Znów bierzesz za dużo na klatę, oszukujesz się tylko, że tak nie jest.
Na początek skup się na jednym, najważniejszym nawyku, a kiedy poczujesz, że wszedł ci w krew, próbuj następnych.
Czy będzie to trwało dłużej? Oczywiście. Czy jest szansa, że w ten sposób dokonasz trwałych zmian? O wiele większa, niż gdybyś próbował zmienić życie o 180 stopni.
4. Przeceniasz ilość czasu, którą masz
Czyli najzwyczajniej w świecie źle planujesz.
Pewnego dnia wstajesz rano i mówisz sobie, że od dziś codziennie będziesz ćwiczył pół godziny. Ale zapominasz, że całe twoje życie przystosowane jest do tego, byś po pracy (albo rano) robił zupełnie inne rzeczy. Rano wstawał tak, by mieć tylko czas na prysznic i kawę, a wieczorem miał chwilę dla siebie na partyjkę w strzelankę z kumplami albo dobrą książkę. I nagle okazuje się, że te półgodzinne sesje ćwiczeń burzą ci cały dzień, nie mieszczą się w schemacie i w sumie łatwiej sobie odpuścić, niż niepotrzebnie się gonić.
To kolejny z powodów, dla których zaczynanie od malutkich kroczków jest najrozsądniejsze – bo możesz stopniowo dopasowywać rozkład dnia do rozbudowującego się nawyku. Ale jeśli koniecznie chcesz codziennie rezerwować pół godziny na rower i nie ma zmiłuj, pomyśl jakie inne rzeczy możesz poprzesuwać albo odpuścić, żeby zmieścić to, na czym ci w danej chwili zależy. Bo zapewniam cię, że wszystkiego nie zmieścisz.
5. Odpuszczasz po pierwszej porażce
James Clear, autor Atomic Habits, świetnej książki o nawykach, którą polecałam ostatnio na Instagramie, ma jedną naczelną zasadę, jeśli chodzi o wyrabianie nawyków – nigdy nie odpuszczaj dwa razy.
Nikt z nas nie jest Terminatorem (za wyjątkiem Terminatora, oczywiście ;)) i wpadki się zdarzają. Przerwane nawyki się zdarzają. Wiele osób, które próbują się zmienić, stosują drakońską zasadę „wszystko albo nic”. Jeśli obiecają sobie, że na miesiąc zrezygnują ze słodyczy, to jeden „cheat day” jest dla nich końcem świata i natychmiast porzucają postanowienie na rzecz ciastek i czekolady. I już nigdy do niego nie wracają.
Tymczasem – i będę powtarzać to do znudzenia – przy wyrabianiu nawyków najważniejsze są cierpliwość i konsekwencja. Większość z nas nie daje rady właśnie dlatego, że poddaje się zanim na dobre zacznie.
A przecież cała magia dzieje się, gdy mimo gorszych dni ciągle próbujemy i wracamy do swoich postanowień. Bez konsekwencji nawyku nie będzie! Dlatego powtarzam za Jamesem – nigdy nie odpuszczaj dwa razy. Jeśli mimo świetnych kilkunastu dni zdarzy ci się jakaś „skucha”, po prostu następnego dnia zacznij od nowa.
6. Nie mierzysz postępów
Jeśli myślałeś, że uda ci się przetrwać cały ten tekst bez choćby jednego wspomnienia o gadżetach i aplikacjach, TO CHYBA POMYLIŁEŚ BLOGI! :D
Między innymi dlatego w tym miesiącu gadamy o nawykach, że to jedno z najfajniejszych zagadnień do połączenia go z nowoczesnymi technologiami, gadżetami i całym IT tego świata. Słowem: mój konik. ;)
O mierzeniu nawyków (i dlaczego warto korzystać z aplikacji do nawyków) będziemy jeszcze długo rozmawiać (bo to też mój konik!), na razie wróćmy na chwilę do mierzenia jako takiego.
Nie od dziś wiadomo, że trudniej przerwać czynność, w którą włożyło się dużo wysiłku. To działa też w przypadku nawyków – jeśli w namacalny, widoczny gołym okiem sposób zobaczysz, że udawało ci się wytrwać w nawyku aż siedem dni z zrzędu, dużo trudniej będzie przerwać ten „łańcuch” i odpuścić.
W momencie pisania tego tekstu szczycę się aż 54 dniami nauki niemieckiego w Duolingo (co przy okazji jest małym kłamstwem – dlaczego warto kłamać przy wyrabianiu nawyków opowiem w innym tekście) i obecnie równie mocno jak chęć nauki motywuje mnie świadomość, ile już udało mi się osiągnąć.
Ba! Obiecałam sobie, że jeśli wytrwam i będę uczyć się przynajmniej 100 dni, zafunduję sobie wycieczkę do mojego ukochanego Berlina! Gdyby nie to, że Duolingo pokazuje mi, ile dni bez przerwy przeznaczyłam na naukę, nie miałabym aż tak dużej motywacji do codziennej nauki.
Jeśli nie mierzysz nawyku – nie wiesz, ile dni z rzędu udało ci się wytrwać w postanowieniu, ile stron książek przeczytałeś, czy ile szklanek wody dziennie wypiłeś, nawyki pozostają tylko pustymi zachciankami. Marzeniam, jeśli wolisz. A Ty nie wiesz, czy idziesz w dobrym kierunku, nie wiesz, jak ci się wiedzie, słowem…
7. Nie nagradzasz się
Mózg lubi optymalizować. Po pierwsze, wybiera rzeczy które nie wymagają wysiłku (dlatego prawdopodobnie wolisz siedzieć na kanapie niż wyjść pobiegać), po drugie, chętniej motywuje się robiąc rzeczy miłe.
To dlatego wyrabianie nawyków jest po prostu trudne. Zmiany nie kojarzą się nam z niczym przyjemnym, a my dodatkowo nie robimy nic, żeby było lepiej! Nie wyznaczamy łatwych do spełnienia celów, nie kupujemy sobie prezentów za pierwszy miesiąc trwania w nawyku, nie łączymy rzeczy, które lubimy, ze zmianą, której potrzebujemy (na przykład jeżdżenia na rowerku stacjonarnym i oglądania Netflixa – mój ukochany lifehack!).
W początkowej fazie wyrabiania nawyku szalenie ważne jest, by jak najczęściej kojarzyć go z czymś fajnym. Oszukać mózg i przekonać go, że to co robicie jest nie tylko potrzebne, ale najzwyczajniej bardzo przyjemne. To może być wszystko – od partyjki w ulubioną grę, jeśli tylko w danym dniu zrobisz trening, po odkładanie drobnej sumy na wymarzony rower za każdym razem, gdy wypijesz szklankę wody.
I to tyle błędów na dziś. Jeśli właśnie w tej chwili myślisz sobie, że popełniłeś każdy z tych błędów i nie masz zielonego pojęcia, jak z tego wybrnąć, to spokojnie! W najbliższych dniach będziemy rozpracowywać większość z nich, a ja pokażę ci, jak w rozsądny, łatwy, a przede wszystkim skuteczny sposób budować nowe nawyki. Na blogu pokażę, co zadziałało u mnie, a co zupełnie nie, a na Instagramie zobaczysz, który z nawyków jest u mnie „na tapecie” obecnie.
Pamiętaj też, żeby koniecznie zapisać się do newslettera, żeby otrzymać dodatkowe materiały tylko dla subskrybentów dotyczące wyrabiania nawyków (i nie tylko! ;))
P.S.: A jeśli zastanawiasz się, jak rozwiązałam problem bałaganu w domu, to powiem, że ciągle jestem „w procesie”. Działam małymi kroczkami – ostatnio nauczyliśmy się ścielić łóżko zaraz po przebudzeniu i dzięki temu sypialnia od razu wydaje się czystsza. Teraz walczymy ze zmywarką, a w drodze jest już final boss, czyli odkładanie rzeczy na swoje miejsce. Trzymaj kciuki!