Świat jest dla nas jak wielki, szwedzki stół. Spośród miliona opcji i możliwości nie potrafimy wybrać jednej. Ciągle pragniemy czegoś nowego, innego, chcemy się uczyć, rozwijać, poznawać. Bez przerwy, bez odpoczynku. Interesujemy się wszystkim i niczym, szybko się nudzimy i działamy, działamy, działamy. Możemy znać się na modzie i inwestowaniu na giełdzie albo chirurgii i klasycznej operze. To my, multipotencjaliści.
Żyjemy w świecie, w którym od małego wmawia się nam, że tylko specjalizacja daje szczęście w życiu. Jedna praca, jedno hobby, jeden styl życia. A co, jeśli interesujemy się wieloma rzeczami naraz? Albo, w zasadzie to wszystkim?
To przydarzyło się mnie. Przez wiele lat pojawiały się kolejne projekty – od tego bloga, przez firedance, prowadzenie firmy eventowej, redakcję podręczników RPG, dziennikarstwo, organizowanie festiwali złych filmów i bollywoodzkich, fotografię, DJowanie i marketing. Każdy z nich zostawał ze mną na dłużej lub na krócej, malała ilość czasu, rosła ilość obowiązków. Żonglowanie projektami stało się na tyle męczące, że zaniedbałam bloga. Z drugiej strony, każda bezproduktywnie spędzona minuta doprowadzała mnie do szału. Bo można jeszcze, i jeszcze, i jeszcze…
I pewnie trwałabym w tym szaleństwie, gdyby nie ona. Kanadyjska coach i pisarka, Emilie Wapnick. A dokładniej jej wykład na TED traktujący o ludziach multipotencjalnych. I to, jak w każdym porządnym amerykańskim dramacie, był dla mnie moment przełomowy.
Multipotencjalista czyli kto?
Emillie Wapnick jest autorką bloga Puttylike i to ona wprowadziła do powszechnego użytku pojęcie osoby multipotencjalnej (multipotentialite), jako określenie kogoś o szczególnych predyspozycjach.
Multipotencjalista to osoba posiadająca wiele, często różnych od siebie zainteresowań. Inaczej: utalentowana na wiele różnych sposobów. Multipotencjaliści chętnie i dużo się uczą, mogą też często zmieniać swoje hobby i szybko nabywać dużą wiedzę (choć niekoniecznie biegłość!) w danej dziedzinie. Czasem specjalizują się w kilku rzeczach jednocześnie, a czasem zwyczajnie maczają koniuszek stopy w temacie, by zaraz przeskoczyć na inny.
W swoim wykładzie Emilie opowiadała, w jaki sposób od dziecka uczy się nas wybierania wyłącznie jednej drogi. Pytanie „kim chcesz zostać, kiedy dorośniesz?” wprost sugeruje, że powinniśmy trzymać się konkretnej ścieżki w życiu i podążać nią do samego końca. I to pewnie dla większości z was jest okej. Ale nie dla wszystkich.
Mózg osoby multipotencjalnej – mój mózg – działa zupełnie inaczej. Można porównać go trochę do królika po dodatkowej porcji kofeiny. Niezwykle łatwo jest mi łapać się kolejnych idei, pomysłów, projektów. Fascynują mnie tak różne od siebie dziedziny jak żywienie psów i teorie początku świata. Nie jestem i nigdy nie będę specjalistką w żadnej z nich, ale każde nowe zainteresowanie poznaję na tyle, by mieć w nim choć podstawową biegłość.
Kiedyś myślałam, że rozległość zainteresowań to domena osób określanych jako „geek” albo „nerd”, ale im dalej w las, tym mocniej zdawałam sobie sprawę, że jest zupełnie inaczej. Geek to osoba szczególnie zainteresowana jedną dziedziną życia, znająca ją od podszewki. Multipotencjalista jest wręcz jego przeciwieństwem.
By użyć prostego porównania, geek zanurkowałby na samo dno jeziora, a multipotencjalista – popływał na powierzchni kilkunastu, kilkudziesięciu w ciągu jednego dnia.
Multi-potencjał czy multi-porażka?
Jakkolwiek fascynująco by to nie brzmiało, multipotencjaliści borykają się z wieloma problemami. Żyjemy przecież w świecie podporządkowanym specjalistom: konkretny kierunek studiów, konkretna kariera w jednym, konkretnym zawodzie i branży. Synonimem sukcesu w życiu jest dziś specjalizacja, ale nie dla osoby multipotencjalnej.
Tymczasem dla nas nie do pomyślenia jest, że moglibyśmy kilkanaście lat robić to samo, gdy na świecie czeka tyle rzeczy do sprawdzenia, zbadania, zagłębienia się w nie. Oczywiście nie oznacza to, że multipotencjalista nie jest w stanie skupić się na jednej rzeczy. Jestem najlepszym przykładem tego, że można mieć stałą pracę w jednym zawodzie i odczuwać z niej satysfakcję.
Ale jednocześnie muszę żonglować swoimi zainteresowaniami, projektami i planami tak, by zmieścić się w 24 godzinach. Mój dzień nie dzieli się na 8h pracy i odpoczynek – dzieli się na pracę w biurze i przynajmniej 4h pracy poza nią – w końcu nagrywam dwa podcasty (geekowy i o psach), prowadzę bloga (ostatnio coraz częściej – o sprawach związanych z nowymi technologiami), doradzam firmom. Praktycznie każda z nich wymaga innego zestawu kompetencji, zagłębiania się w inne tematy, przeskakiwania z jednego hobby w drugie. Podczas gdy inni po godzinach rozwijają blogi czy kanały na Youtubie, ja robię dziesięć innych rzeczy naraz – i to niemal dosłownie.
To naprawdę kosztuje masę wysiłku. Bo za kulisami tak wielu projektów, za które często w prywatnych rozmowach mnie chwalicie, jest głowa, która nie pozwala przestać ani na chwilę. Wieczory spędzone na próbie sprostania wszystkim obowiązkom, zainteresowaniom i nowym projektom, które chodzą mi po głowie. Ciągła wewnętrzna walka, z czego powinnam zrezygnować, bo przecież nie wszystko da się zrobić naraz. Szybkie wypalanie się, choć poświęciło się tyle czasu na jedną rzecz.
Ludzie renesansu?
Czasem multipotencjalistów nazywa się ludźmi renesansu, a podobną „przypadłość” mieli chociażby Leonardo Da Vinci, Isaac Newton czy Arystoteles. Jedną z niewątpliwych zalet osób multipotencjalnych jest umiejętność dobrego syntetyzowania pomysłów, właśnie dzięki temu, że czerpią z tak wielu różnych obszarów. Bardzo łatwo adaptują się do nowych sytuacji i wdrażają w pracę. Błyskawicznie i bardzo chętne się uczą, mogą być świetnymi pedagogami i coachami.
Oczywiście pod warunkiem. Pod warunkiem dyscypliny, uważnego wybierania projektów, określenia zawodowych priorytetów. Tego uczy Emilie na Puttylike – da się żyć, pracować i nie oszaleć jeśli chcesz być jednocześnie chirurgiem i zawodowym surferem. Albo programistą i wiolonczelistą. Albo marketingowcem, podcasterem, blogerem, psim behawiorystą i podróżnikiem.
Bo jako multipotencjalista nie musisz zmieniać świata. Z chłonnych jak gąbka umysłów rodzą się czasem tak przyziemne sprawy jak coaching na desce surfingowej albo biżuteria inspirowana podróżami (oba te biznesy opisała Emilie na swoim blogu).
Wszystko z nami w porządku
Bycie osobą zainteresowaną wszystkim jest cholernie trudne. Kiedy wiesz już, że wziąłeś na siebie za dużo i zastanawiasz się, jak to wszystko pogodzić. Kiedy zawsze jest kolejny projekt, kolejna rzecz do zrobienia. Kiedy nie możesz wybrać między jednym, a drugim.
Ale z drugiej strony, to pozwala wpadać na takie szalone pomysły, jak podcast o psach (bo lubisz i jedno, i drugie), streamowanie podcastów na Twitchu albo wyprawy za granicę śladami Gigera (która ciągle w planach). Nie wiem, czy jest coś lepszego od dreszczyka emocji, gdy w końcu dwie rzeczy „klikną” i powstaje coś zupełnie szalonego.G
Kim będziesz, kiedy dorośniesz? Nie wiedziałam w wieku 5 lat i nie wiem też teraz. Z tą różnicą, że tym razem chciałabym, żeby to nigdy się nie zmieniło. By moja głowa zawsze była otwarta na nowe idee i projekty. Bo pomimo wszystkich wad, niepewności, a czasem niemocy, nie zamieniłabym swojego poplątanego umysłu na nic innego.
Po co to wszystko?
Emilie uświadomiła mi, że jest więcej osób takich jak ja i że możemy trzymać się razem. Że z tej szaleńczej mieszanki zainteresowań, pasji i umiejętności zawodowych można stworzyć coś dobrego, dla samego siebie i dla innych.
Dlatego, jeśli to co teraz czytasz odpowiada twojemu charakterowi, jeśli tak jak ja borykasz się ze zbyt dużą ilością różnorodnych pasji, koniecznie odezwij się do mnie na maila albo w komentarzach. A przede wszystkim wiedz, że jesteś super i nie jesteś sam. Jesteś częścią najbardziej szalonej i kolorowej społeczności na świecie. I wiedz, że reszta twojego życia będzie prawdziwą jazdą bez trzymanki.
Po drugie, koniecznie zajrzyj na bloga Emilie i poczytaj, jak radzić sobie z multipotencjalizmem. Znajdziesz tam wiele cennych wskazówek, które pozwolą ci poukładać trochę wszystkie twoje szalone pomysły. Tak jak w głowie układam je sobie ja.
Bo nadchodzą #zmiany. Kolejne już. Od dawna nie czuję, że format Life Geek jest czymś, co chciałabym ciągnąć dalej. Uwierają mnie oczekiwania osób, które chciałyby, bym pisała o popkulturze czy grach. Nie identyfikuję się już z tym określeniem i nie umiem i nie chcę sprostać oczekiwaniom, jakie za sobą niesie.
Wracam do „deski kreślarskiej” by przemodelować to, jak chcę być obecna w internecie. Blog na pewno nie zniknie z sieci, ale zmieni nazwę i rozszerzy zakres o wiele nowych pozycji. Jak tylko dopracuję szczegóły, pojawi się tu wpis z wyjaśnieniem. Do tego czasu – do zobaczenia!
Doszłam do pewnych rzeczy dosłownie parę dni sama. Do malutkiej cząstki rzecz jasna. Że luz, że mam milion planów, rzeczy do zrealizowania marzeń do spełnienia i nie muszę tego robić ZARAZ. To nie musi być w tym roku nawet. W weekend pomyślałam „przebiegnę maraton”. Bo widziałam taki w moim mieście. Potem przyszło „głupia, jak przebiegniesz? Nie umiesz przebiec nawet 500m, a chcesz maraton?!?!”. Otóż tak, przebiegnę. Daję sobie na to 5 lat. Jeśli nie stanie się nic złego i nieprzewidzianego zdążę przeczytać mnóstwo książek, które chcę przeczytać, obejrzę filmy, zagram w gry, wrócę do wystawiania psów i będę spełniała moje marzenia. Krok po kroku, jedno po drugim. Ale czy to oznacza, że jestem „Twoim” multipotencjalistą? Nie wiem. Chciałabym w to wierzyć :) Dzięki za ten świetny, osobisty tekst. Wiele obudził, choć nie wiem czy udało mi się precyzyjnie przelać myśli w ten komentarz.
To jest coś pięknego, jak już sama świadomość tego zjawiska potrafi zmienić człowiekowi perspektywę. Świadomość, że to Twój naturalny stan, a nie jakieś wykolejenie, szczególnie w społeczeństwie tak mocno cisnącym na specjalizację. Nagle wszystko (paradoksalnie ;)) staje się spokojniejsze a połowa neuroz się wycisza. I ta cudowna zdolność do ogarniania chaosu i adaptacji jaka z tego wszystkiego wynika i się przy tym wykształca. Pamiętam jak sam pierwszy raz trafiłem na tego Ted Talka Emillie i wszystko na momencie po prostu…klikło ;)
Strasznie fajnie, że o tym piszesz, na pewno wielu osobom się to przyda i pomoże poukładać co nieco w głowie.
Pozostaje tylko na koniec zbić internetowe High Five ;)
Powodzenia. Ja uwielbiam obserwować to jak każda z mich pasji po wygaśnięciu pozostawia we mnie ślad. Który prędzej czy później doprowadzi mnie znów do czegoś interesującego. Niekończąca się przygoda ;)
Może i prowadzenie takiego życia jest niezwykle pasjonujące, ale moim zdaniem taka osoba nie ma łatwo.
Przez moją multipotencjalność aktualnie mam olbrzymi problem z wyborem studiów dla siebie, z moimi wynikami matury dostałbym się praktycznie na każdy kierunek (no, może prócz typowo biologiczna-chemicznych), ale absolutnie nie wiedziałem co wybrać. Z wyborem zwlekałem tak długo aż dostałem ultimatum od rodziny – albo idę na studia albo mam sobie radzić sam. I mimo że mam wykształcenie pozwalające mi podjąć pracę zawodową (technik geodeta), to nie chce jej podjąć, gdyż moje zainteresowania zdążyły się zmienić, a geodezja już mnie nie ciągnie tak jak kiedyś. Prace również mam, może niezbyt dobrze płatną, ale dla mnie satysfakcjonującą, niestety nie pozwoli mi ona na samodzielne utrzymanie się.
I co zrobić w takiej sytuacji? Większość rekrutacji zamknięta, zostały tylko uzupełniające. Ale trudno, trzeba próbować, jednak to wyższe by się przydało. Zarejestrowałem się na geografie (niestety kierunku nieuruchomiono – za mało chętnych), oraz na ochronę środowiska – tutaj wszystko rozstrzygnie się 20 września, wciąż czekam z nadzieją, że uruchomią kierunek. Co po tym? Nie wiem. Co jak mi się nie spodoba? Nie wiem? Co jeśli będę chciał zmienić drogę życiową? Nie wiem.
Za dużo mam pomysłów, za mało czau i środków na realizację. Chciałem być zielarzem, producentem herbat, wydać moją poezję na szerszą skalę, momentami nawet iść do wojska, tworzyć gry, ale tak na prawdę nawet przez moment nie wiedziałem kim tak na prawdę chciałem być. I dalej nie wiem.
Podobnie było z zainteresowaniami, chwytałem się wszystkiego, aktualnie jestem lekko pochłonięty przez modelarstwo. Blog się „nie sprzedał”, na airsoft nie starczyło czasu pracując w weekendy, gry RPG również poszły w odstawkę, jak również wszystkie pomniejsza zainteresowania.
Na prawdę, ciężko jest ułożyć sobie życie jako osoba multipotencjalna, dlatego też chciałbym pogratulować autorce tego bloga, bo jednak wpis ten pozwolił mi trochę lepiej poznać siebie. Jestem tu pierwszy raz ale na pewno będę często zaglądał. Dziękuję raz jeszcze :)
Dziś znalazłem – jak kiedyś Trendbooka w listopadzie :) Całe życie na pełnym refleksie.
Ważny artykuł – zawsze myślałem, że po prostu jestem zepsuty, że trzeba ogarnąć zadek i skupić się na czymś jednym.
Nie wychodziło i nie wychodzi. I dopiero na starość (czyli w okolicach 40tki) zaczęło docierać, że nie ma już czasu z tym walczyć – że trzeba z tego 'wszystkiego’ po prostu korzystać. Ze specjalizacją słabo, ale ogólny ogląd szeroki i bez kłopotu da się wskoczyć na bankę w nieznany temat i raz-dwa złapać wiedzę wystarczającą żeby jakiś MVP ulepić :)
Niestety czas mało gumowy i w ramach radzenia sobie z przeskokami zrobiłem w tym roku przy 'Postanowieniach Noworocznych’ swoistą 'Czarną Listę’ – listę rzeczy które lubię i chcę dalej robić, ale których nie powinienem tykać bo zjedzą czas potrzebny na rzeczy w tym roku ważniejsze. Jest kwiecień i na razie się trzymam w ryzach – chociaż lekko nie jest :)
Dobrze było przeczytać, że nie tylko ja jestem 'zepsuty’ – zagłębiam się w bloga Emilie – dzięki!
Nie, na szczęście jest nas więcej i to jest najfajniejsze! <3 Powodzenia i koniecznie skorzystaj z jej porad! :)
Gdzieś tam mgliście majaczyła mi świadomość, że za dużo rzeczy robię i na nic się nie mogę zdecydować. Nawet miałam takie zrywy, które lekarze nazwali hipomanią. I mmenty kompletnego dołu, kiedy jedyne co mogłam wykrzesać z siebie to wstanie z łóżka i powrót do niego. Skończyłam trzy różne szkoły (teraz kończę czwartą) – każda o innym, bardzo odległym od siebie profilu (jak np polonistyka i informatyka). Obsesyjnie zastanawiam się co chcę robić w życiu a tak na serio to już moje dzieci mogą swoim dziecięcym językiem podpowiedzieć co one chcą robić. Ten wykład otworzył mi oczy szerzej. Wcale nie muszę mieć poczucia winy, że tylu rzeczy się imam a żadnej nie kończę bo już pędzę do innej? I to naprawdę nic złego a wręcz przeciwnie? Jestem Ci wdzięczna za ten artykuł. <3
Oczywiście, że to nic złego, ale POD WARUNKIEM, że zsyntetyzujesz to wszystko w jakieś jedno (może nawet bardzo różnorodne) działanie. Multipotencjalizm nie może być wymówką do nie robienia! :)
Może blog o języku w informatyce? Może program do wyłapywania błędów w języku polskim? ;)
Uczenie się jest super, ale działanie i wyciąganie wniosków – jeszcze bardziej super!
Hej, świetny tekst, bardzo powiązany z tym, co teraz czuję.
Zastanawiam się, czy multipotencjalizm jest powiązany jakoś z ADHD. Ostatnio dużo o tym czytam, bo występuje u mnie sporo objawów i z ciekawości wypisałem sobie listę zajęć/hobby z ostatnich 10 lat, na które miałem zajawkę. Pewnie niektórych nie wypisałem, ale i tak wyszło mi 47 pozycji :) Niektórymi interesowałem się przez tydzień, innymi miesiącami.
Określiłbym, że mamy trudniej, ale z drugiej strony znacznie ciekawiej.
Myślę, że może tak być, z tym ADHD. Na pewno objawy są bardzo podobne. :) Ale tak, jest bardzo, bardzo ciekawie – szczególnie jak z połączenia tych wszystkich pasji powstaje np. bardzo oryginalny biznes. :D