Od kiedy na Life Geeku pojawiło się nieco więcej wpisów dotyczących ogólnie pojętej produktywności, co chwilę spotykam się z kolejnymi mitami i stereotypami dotyczące planowania, efektywności w pracy i ogarniania się w ogóle.

Nie powiem, że odpieranie tych zarzutów to moje najukochańsze zajęcie na świecie (bo wręcz przeciwnie), więc aby się z nimi rozprawić, tym razem wpis właśnie o tym. I choć w necie jest milion i jeden tekstów na podobny temat (wpisz tylko „mity o produktywności”, a sam zobaczysz…), to jednak czułam, że muszę dorzucić swoje 3 grosze.

Głównie po to, by móc wklejać ten artykuł w dyskusji, nie oszukujmy się.

Aha, jeszcze jedna, istotna rzecz! To, co zobaczysz poniżej, to taki mały – że tak górnolotnie ujmę – manifest produktywności Life Geek. To znaczy, że to zasady, których trzymam się ja, Dołżycka i które od teraz po wieczność (albo dopóki mi się nie zmieni…) obowiązywać będą w tym miejscu.

Jeśli więc gdzieś piszę, że coś jest „jakieś”, to możesz sobie zawsze przed tym zdaniem dodać „według mnie” – żeby nam wszystkim w komentarzach żyło się lepiej.

Tak myślę, że zanim wskoczysz w ten tekst, warto też przypomnieć sobie manifest Life Geeka. Ale mogę się nie znać.

(Ponieważ wpis wyszedł długi, osładzam go reaction GIFami, które dobrze oddają mój stosunek do poniższych mitów)

1. Produktywność to ciągły zapieprz

Ja nawet wiem, dlaczego to słowo kojarzy ci się z pracą po 10 godzin dziennie. To wszystko sprawa smutnych panów w garniturach, którzy uczą „zarządzania sobą w czasie” (to nawet brzmi smutno i jakby chodziło w za ciasnej marynarce…) na drogich szkoleniach dla korporacji. I „guru” produktywności, którzy znaleźli łatwe pieniądze w byciu „mówcami motywacyjnymi”, przekonując że zostanie Prezesem Banku Światowego z zyliardem na koncie i 148 godzinnym tygodniem pracy powinno być twoim marzeniem.

Otóż nie. W działaniu produktywnym nie chodzi o to, żeby pracować dużo, tylko żeby pracować EFEKTYWNIE. Zresztą nie tylko pracować, bo możesz spędzać czas wolny produktywnie, a nawet produktywnie gotować. W skrócie – chodzi o to, żeby wręcz robić MNIEJ, bo każdy kto zagłębił się w temat wie doskonale, że efektywna i dobra praca przez więcej niż plus minus 4 godziny dziennie jest praktycznie niemożliwa.

Po to organizujesz się, stosujesz metody, ustalasz cele, by nie „zapieprzać”, a po prostu robić swoją robotę – spokojnie, w skupieniu i koncentrując się na tym, co ci przyniesie najwięcej wartości.

Pięknie, choć głównie dla kobiet, pisze o tym Ola Budzyńska – jej planowanie jest kolorowe, energetyczne, a jednak poukładane i z sensem. Nie wiem, czy ktoś z takim samym luzem pisze dla mężczyzn lub uniwersalnie – na pewno część filozofii, którą w skrócie nazwałabym: „Spokój, spokój kurła (to nie jest to słowo, którego tu chciałam użyć), albo wszyscy zginiemy” przemyca na blogu Andrzej Tucholski.

Jeśli nie znasz, to zajrzyj do nich raz czy dwa, zobaczysz o co mi chodzi.

2. Produktywność to domena „ludzi sukcesu”

I mówiąc to, wszyscy teraz wyobrażamy sobie po raz kolejny smutnego pracownika korpo, którego jedynym celem w życiu jest zostanie Senior Supervisor Manager Line Producerem (zmyślam to stanowisko, bo nigdy nie pracowałam w korporacji…). Takiego, który wie co będzie robił za 5 lat, uwielbia raporty, wykresy, granie w golfa z prezesem i książki o pomnażaniu bogactwa.

A co, jeśli ty jesteś po prostu programistą/grafikiem/tłumaczem/marketingowcem, który lubi swoją pracę, ale bez przesady, bo jeszcze bardziej od wykonywanego zawodu lubi po prostu wskoczyć w dresy i pograć na konsoli? Albo poczytać książkę, spędzać czas z przyjaciółmi czy pojeździć na rowerze?

Otóż… niespodzianka! Produktywność też jest dla ciebie!

Dlatego właśnie o wiele bardziej lubię luźniejszy termin „ogarnianie”. Dobrze oddaje to, czym dla mnie produktywność czy efektywność osobista jest – to życie takie, jakie sobie wymarzysz, ale przeżyte świadomie i skoncentrowane na tym, byś zawsze osiągał to, co chcesz – prosto i bez wysiłku.

Tak, jeśli to jest na przykład upieczenie przepysznego ciasta czy 50 pompek, to też.

Nie zgadzam się więc na: „bo ja nie umiem”, „bo ja nie mam czasu”, „bo to marzenie jest głupie”, „bo zawsze chciałam, ale jakoś nie da rady…” i regularnie pokazuję na Life Geeku, że są metody, sztuczki, programy by ogarniać. Budować takie życie, jakie chcesz, realizując cele, jakie sobie wymarzysz.

Zgadzam się za to na traktowanie czasu wolnego na równi z pracą i rozwijanie się w tych obszarach, które są dla ciebie najważniejsze. I o tym też jest tu dużo. Bez krawatów i białych koszul.

3. Produktywność i organizacja oznacza zaplanowanie każdego aspektu życia

No dobra, w sumie trochę tak. Ale zupełnie nie tak, jak ci się wydaje.

Tak, żeby być produktywnym, trzeba mieć ustalone cele i zadania. Nie da się na wolnej amerykance działać i liczyć na cud. Od zarania dziejów wiemy, że planowanie sprzyja wykonywaniu. I tak, warto zorganizować się tak, by wydzielić czas na pracę, odpoczynek, realizowanie swojego hobby czy czas z rodziną.

Ale to, do stu tysięcy chusteczek, nie oznacza zaplanowania WSZYSTKIEGO, co będziesz w tym czasie robił. Nikt nie każe ci od teraz mieć zaplanowaną każdą jedną rzecz w każdej minucie od dziś do nieskończoności!

Bo po pierwsze, plany mają to do siebie, że lubią się wysypać. A po drugie, najważniejszą moją zasadą jest, że choć planuję swój czas wolny, to nie planuję co DOKŁADNIE będę w tym czasie robić!

(No chyba, że to wyjazd w jakieś miejsce, to wtedy lubię poplanować, ale to wewnętrzne okołoturystyczne dziwactwo.)

Pamiętaj, że to plany, systemy, rozwiązania są dla ciebie, nie odwrotnie. Ustal, czego chcesz, ustal jak chcesz to osiągnąć, a następnie zaplanuj jak to zrobisz, ale pamiętaj o buforach, innych ludziach, zmianach priorytetów i odpoczynku.

4. Bycie zorganizowanym zabija spontaniczność

AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA

AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!

Akapit wyżej pokazuje poziom mojej frustracji, gdy słyszę PO RAZ KOLEJNY ten powielany na prawo i lewo mit.

Nie, organizacja nie zabija spontaniczności.

ORGANIZACJA.

NIE.

ZABIJA.

SPONTANICZNOŚCI.

Uczysz się organizacji po to, by nie być leniwą bułą, której zadania piętrzą się, a lista to-do ciągnie się kilometrami, po pracy też nie wiesz w co ręce włożyć, a marzenia i pasje leżą odłogiem „na kiedyś”. Pracujesz produktywnie po to, by efektywnie i ze spokojem zrobić robotę i uwolnić dodatkowe godziny na spontaniczne robienie rzeczy dowolnych. W dużym, zaplanowanym wcześniej bloku czasowym. To właśnie dzięki organizacji nie masz głowy zapchanej milionem spraw, czujesz kontrolę nad pracą i życiem i mniej się martwisz. A „wolna głowa” sprzyja spontaniczności, nie jej przeszkadza.

Wszystko jest dla ludzi, a planowanie i wyznaczanie celów to nie jakiś średniowieczny kierat, a jedynie, z braku lepszego słowa, framework dla twojego życia. Nadaje sens, układa i pokazuje, gdzie koncentrować uwagę.

Ogranicza tylko w takim stopniu, w jakim chcesz, żeby cię ograniczał.

5. Ludzie zorganizowani mają dobrą pamięć

To znaczy – może mają, nie wnikam.

Ale jedna rzecz, która na 100% cechuje wszystkie zorganizowane osoby, jest zapisywanie totalnie wszystkiego. Żadnej, nawet najmniejszej sprawy, nie zostawiają „w głowie”, bo tam lubi się gubić, chować za innymi sprawami, albo zniekształcać.

Zawsze powtarzam jedno – żeby poczuć, jaki to komfort, na początek zacznij zapisywać wszystkie ważne terminy w kalendarzu Google. Spotkanie z kumplem, wyjazd firmowy i premierę ulubionej gry. Zobaczysz, jak jest super, gdy terminy się nie nakładają, masz czas na wszystko, nie czujesz frustracji i nie tracisz czasu na tłumaczenie swojemu fryzjerowi, czemu myślałaś, że twoja wizyta jest miesiąc później (tru story…).

Sama używam kilku różnych narzędzi do przechowywania planów, pomysłów i inspiracji, jak Nozbe czy Evernote i staram się absolutnie niczego nie trzymać w głowie.

6. Bycie zajętym oznacza bycie super produktywnym

W czasach, gdy obracałam się jeszcze w środowisku agencji interaktywnych „bycie zajętym” było najważniejszą cnotą. Koniecznie trzeba było nie mieć czasu na nic, meldować się o 19 na Facebooku w biurze i mieć na biurku tysiące kartek.

No więc, po raz szósty w tym tekście, nie.

Produktywność nie ma nic wspólnego z wiecznym „byciem zajętym”, a organizowanie się jest wręcz wrogiem „zajętości”.

Produktywna praca to praca skupiona, głęboka. Taka, w której jest czas na przerwy, za to nie ma czasu na 10- czy 12-godzinne dni pracy – bo to oczywiste, że w 11 godzinie nie będziesz tak samo efektywny jak na początku.

Organizacja za to, to ustalanie priorytetów, eliminowanie zapychaczy i żonglowanie zadaniami tak, by mieć czas na rzeczy ważne, w tym odpoczynek.

Jeśli więc twoja lista to-do ciągnie się jak stąd na Islandię, ale masz na niej same, pardon my French, gównotaski, to nie znaczy, że jesteś produktywny. To znaczy, że jesteś zajęty pierdołami.

***

I to tyle, co mam dla ciebie w odcinku: „Natalia frustruje się na głupoty wygadywane w internecie”! Jeśli znasz jeszcze inne mity, które wybitnie cię drażnią, to daj znać. Podenerwujemy się razem! ;)